Kliknij klawisz TAB i wybierz opcję klikając ENTER. Jeżeli przejdziesz całe menu WCAG, to okno schowa się i pojawi się ponownie treść strony.

Tymczasem - Piotr Szewc

Tymczasem - Piotr Szewc

Piotr Szewc - Tymczasem



Wiersze Piotra Szewca nie są nachalne, ani nie epatują prywatą, choć prawie zawsze wyrastają z tego, co najbardziej osobiste: zawiązywania paktu z losem, wysycania zmysłów, formowania charakteru. Ich przestrzenią jest prowincja, stojąca jakby z boku głównych nurtów, trwająca siłą niewzruszonych przyzwyczajeń i odwiecznego porządku. Świat tych wierszy bywa niezwykle plastyczny. Sprawia wrażenie nieokiełznanego, jakby dalej trwał na uboczu, wydarzał się w bocznej odnodze czasu. Czytając tę poezję, często mam wrażenie, jakby strofy Szewca były odlane w bursztynie, zostały unieruchomione w przeszłości, w całej swoje krasie, w samym centrum tamtych zdarzeń, jakby wrzawa życia zastygła, w magmę wiersza, na zawsze. To wersy na wskroś intymne, ułożone i odleżane, otwierające przed nam przeszłość zamojskiej ziemi, której smak, zapach i ciepło, wciąż w sobie noszą i przechowują. Przeczytajmy Przetak:

Jakim imieniem krowa Raba zapisana była
w dokumentach dlaczego kolega dziadka pan
Wawryn wrócił z Ameryki do Sitna można
załatać powygryzany przez myszy przetak
ale kto mi zaceruje pamięć ze ściętymi drzewami

runął pejzaż na ulicy Młyńskiej nie ma ściany
pod którą sąsiedzi wyrzucali popiół zostały
resztki ułomki urwana między porzeczkami
ścieżka skarcony za złą odpowiedź uczeń opuścił
głowę dusze szepczą chmury milczą

Nostalgia jest charakterystyczną nutą w poezji Szewca. Organizuje pracę pamięci, ocala obrazy z gruzów dzieciństwa. To wiersze kruche i delikatne, w których plątają się dawno zapomniane głosy. Szewc dba, aby stale podsycać ogień melancholii, który nieprzerwanie trawi jego wersy (sporo z nich przywodzi na myśl kreski Józefa Czapskiego). Tęsknota za czasem dzieciństwa i młodości, gdzie wszystko było pierwsze, nowe, kiedy wytyczało się dopiero ścieżki, do miejsc jeszcze nieznanych, to sprawy najbardziej zajmujące bohatera tych strof, podzielonego na życie dawne, lublinieckie, i obecne, warszawskie. Niestrudzenie wciąga go przemijanie, zanikanie, znikanie, odchodzenie. Wszelkie formy minionego. Czytamy Sagan pana Kawy:

Wysoki i pękaty, stał na rozgrzanych fajerkach węglowego pieca. Mocny,
jak przystało na naczynie z żeliwa. Pan Kawa parował w nim ziemniaki
dla kur i świń. Zaglądałem do niego, wąchałem pachnące ugotowanymi
łupinami wnętrze. Ja rosłem, a on wciąż był taki sam. I jest nadal, choć
nie ma pana Kawy ani tamtego pieca. Trzymam się ucha sagana, a może
to ucho mnie trzyma, bym zachował jego kształt i chropawą pod palcami
dziecka skórę.

Świat u Szewca jest prosty w swej powtarzalności, a przyroda surowa. Człowiek pozostaje tu w stałym uścisku z krajobrazem, a poeta jawi się jako strażnik pełniący cichą warte nad krzątającymi się po wierszach ludźmi, zajętymi dziennymi sprawunkami, zaabsorbowanymi wieczorną modlitwą. Bezsprzecznie porą tych wierszy jest jesień, kiedy lato już prawie się skończyło, ale na dobre nie wyczerpało światła ze wspomnień. Jeszcze kartofle wygrzebuje się z żaru, dym szczypie w oczy, palą ogniska, drzewa rzedną, ptaki odlatują, zwierzęta robią się senne, nadchodzi letarg i czas kurczy się w sobie. Ale na wsi wszyscy zaaferowani sprawami mniejszymi i większymi, bo jeszcze sąsiedzi gadają o świecie, na podwórkach krzątają się zwierzęta, domy stoją wiernie jak psy, tylko czasem dach trzeba załatać, oporządzić obejście. Mgły snują się polami i wilgoć ciągnie do domów. Furmanka terkocze w oddali. Zmierzch rozciąga swoje ojcowskie ramię i wszystko cichnie. Sąsiedzi wpisani w codzienny znój. Wszystko jak zwykle. Na strychu zapomniane klamoty, w studni na podwórzu, niewzruszona woda. Kluczą krewni, zaglądają bliscy. I starka – wierna i oddana wnukowi. Babcia jest fundamentem tych obrazów, fotografii wywoływanych z nieistnienia. Wielka szpula:

Popatrz babciu czas toczy się jak wóz
po drodze do Sitna szczęśliwy Pimpek
biegnie obok weźmy panią Baronową
póki nie umarła może powie nam coś
ciekawego wiśnie kwitną i siąpi listopadowy
deszcz w mroźny poranek lśnią płozy sań
opartych o stodołę tam je kiedyś zostawiłem
wielka szpula owija się rzeczami dnia
codziennego jedno się klei drugie strzępi
trzecie urywa dawne miedze zaorane jabłonie
uschły między nimi włóczą się cienie głodnych krów

Być może w poezję Szewca wpisana jest nieredukowalna tęsknota za sobą (kimś) z przeszłości, za młodzikiem, który doświadcza wszystkiego po raz pierwszy, czysty, nieskrępowany oczekiwaniami, wolny od wiedzy, swobodny w działaniu? To wiersze o wielkiej pustce po nieobecnych, której nijak nie da się niczym zasypać. O samotności. Rozmowach, spotkaniach, urwanych słowach, ścieżkach, oddechach. O mijanych ptakach – świergotliwych strażnikach naszych poruszeń. Ale również o ascetycznej, warszawskiej egzystencji, ograniczonej do podstawowych gestów artysty: uważnego wypatrywania zdarzeń, wyłapywania nowinek pomieszanych ze wspomnieniami, luźnych obserwacji, wskrzeszania przeszłości, dotrzymywania kroku teraźniejszości. Szewc chodzi, patrzy, słucha. Ucieka w zapachy, sny, modlitwy. Łódź kaliska będzie na to dobrym przykładem:

Rozkołysana gałązka na niej
ptak wystarczyłoby a tu jeszcze
droga auta za szlabanem domy
duże i małe niebo bezchmurne
zielono świetliście wszystko
cały świat prawie

Poetycka technika Szewca polega na szybkim montowaniu kadrów. Wiele wierszy to niby dialogi, rozmowa wnuka z babcią, poety z przyjaciółmi. Dwa głosy prowadzone przez wersy jak pług przez pole. Szewc często zapisuje jakby logoreę z przeszłości. Jego głos to w dużym stopniu strumień świadomości, dla którego przeszłość jest początkiem i jednocześnie końcem. Poeta swojej ziemi, Padołu Zamojskiego, wierny jego geografii i formie. Rzadko wyciągający z rąk album rodzinny. Nie kryjący emocjonalnego przywiązania do niego. Zakorzeniony w rodzimym, rdzennym krajobrazie. W linearnym czasie (wszystkie jego wiersze opatrzone są datą roczną, w niektórych wypadkach poeta dopisuje również dzień i miesiąc), stale uprzytamniającym kurczący się horyzont. Wbrew pozorom, w swoich wierszach, Piotr Szewc nie wraca do domu w Czołkach. On stale ma go przy sobie – bezpieczne okolice przeszłości. Mówi: mam na imię Świadek.

[Bartosz Suwiński]

Obraz:

Nasi partnerzy

Wszelkie prawa zastrzeżone - POK © 2024 Polityka prywatności RODO Deklaracja dostępności Mapa strony

Webdesing: Logo WebInspiracje

Przeszukaj naszą stronę:

Schowaj wyszukiwarkę

Schowaj menu
Ten link otwiera nową kartę

Link zostanie otwarty w nowym oknie! Wyrażasz na to zgodę?


Otwórz ten link
Schowaj i wróć do strony

Galeria zdjęć:

    Cenimy Twoją prywatność. Zobacz jak dbamy o Twoje dane i poznaj nasze zasady dotyczące przetwarzania informacji.